Minęło przeszło 10 lat od czasu gdy w szale procesu deregulacji zniesiono wymóg posiadania państwowych licencji dla pośredników w obrocie nieruchomościami i zarządców.

Ówczesny minister sprawiedliwości Jarosław Gowin i powołany przez niego ministerialny zespół, byli niezwykle dumni, ale, co ciekawe, nie z efektów działań, lecz z trybu przeprowadzenie „reformy”. Cudzysłów nie jest przypadkowy. Racjonalne argumenty za utrzymaniem standardów chroniących interesy konsumentów (skądinąd w wielu różnych dziedzinach) zostały odrzucone en bloc. „Niech żyje wolność, wolność i swoboda”. Studia, praktyki, egzaminy przestały być obowiązkowe. Każdy mógł zacząć działalność choćby jutro i nikt nie patrzył na ręce, bo przy okazji deregulacji zlikwidowano powoływaną przez właściwego ministra Komisję Odpowiedzialności Zawodowej. Ryzyko decyzji podejmowanych na rynku nieruchomości wzrosło, ale nikomu nie chciało się policzyć strat, tych wymiernych i niewymiernych. Można powiedzieć „business as usual”.

W roku 2017 udało się trochę poprawić zmasakrowaną deregulacyjnie Ustawę, chociażby przywracając uprawnienia dostępu do informacji o nieruchomościach, czy kwestię obowiązkowego ubezpieczenia. Rynek się dostosował, usługodawcy i usługobiorcy też. W wymiarze indywidualnym było nawet lepiej – zniesiono męczące procedury, zniknęły dodatkowe koszty. Realną stratę poniosły… organizacje zawodowe pośredników i zarządców. Polska Federacja Rynku Nieruchomości była parterem Ministerstwa (na podstawie zapisu w Ustawie) w zakresie prowadzenia postępowania kwalifikacyjnego. To była odpowiedzialność, ale też prestiż i, nie ukrywajmy, pieniądze. Te ostatnie zniknęły razem z deregulacją. Została głównie odpowiedzialność. Dlatego na kilka miesięcy przed wejściem w życie regulacyjnego oddziaływania rządu, przedstawiciele Stowarzyszeń zrzeszonych w PFRN opracowali trójelementowy system zastępujący i tak już mocno zużyte licencje państwowe, który opierał się na: edukacji – weryfikacji – licencji. Jest on swoistym zaproszeniem, otwartym dla każdego, realizowanym w całym kraju  wg tego samego schematu. Kurs to podstawa, kończy się egzaminem, on zaś daje możliwość wpisu do Centralnego Rejestru PFRN i uzyskania licencji PFRN. Co ważne – nie ma konieczności zapisywania się Stowarzyszenia bowiem najważniejsza jest wiedza i współpraca na lokalnym rynku.  Co jest prawdziwym sukcesem? To, że ten system działa i to nieprzerwanie od 2014 roku. W skali kraju wykształcono tysiące pośredników i zarządców. Wielu z nich zasiliło szeregi lokalnych stowarzyszeń. PFRN zbudowała spójny i trwały mechanizm. Jak ulał pasuje tu zasada: “Co cię nie zabije, to cię wzmocni” (F.Nietzsche). Organizacja osiągnęła wysoki stopień profesjonalnego, spójnego działania, a przez to stała się silniejsza i niezależna. To są wartości, których warto bronić. Doświadczenia sprzed lat uczą, że dialog z administracją państwową jest ważny i potrzebny, ale należy zachować dystans i ostrożność. PFRN przeszła z pozycji partnera na etapie tworzenia zapisów Ustawy o gospodarce nieruchomościami, poprzez funkcję podwykonawcy, do roli skrzypiącego koła, z którym i tak nikt nie musiał się liczyć. I o tej degradacji warto pamiętać.

Dziś gdy otwiera się możliwość wprowadzenie nowych zapisów dotyczących zawodu pośrednika i zarządcy trzeba być aktywnym, ale czujnym i nie należy zapominać o tym co za nami. Projekt zmian (przedstawiony przez PFRN – o jego założeniach napiszę wkrótce) warto studiować uważnie i z nadzieją, że nie obróci się on przeciwko interesom środowiska zawodowego.

 

Grzegorz Dobrowolski